David Pataraia

David Pataraia

Agencja Hanami Communications wspiera artystę malarza, pochodzenia gruzińskiego – Davida Pataraia. Jest to wybitnie zdolny artysta, który widzi świat swoimi emocjami i tak też go przedstawia. Poniżej wywiad, który nieco lepiej przedstawia jego sylwetkę.

Hanami Communications: Mieszkasz w Polsce od niespełna 30 lat. Czujesz się bardziej Gruzinem, który mieszka w Polsce, czy może już Polakiem gruzińskiego pochodzenia?

David Pataraia: Zawsze będę Gruzinem. I to się nigdy nie zmieni. Choć  oczywiście, mentalnie jestem już wzbogacony, uzupełniony, wzmocniony pewnymi polskimi cechami. Można powiedzieć: jestem trochę Gruzinem, jestem trochę Polakiem.

HC: Mamy wiele do zarzucenia różnym częściom naszej mentalności. Bywa, że sami siebie pytamy czy jesteśmy w stanie wzbogacić ludzi z innych krajów i kultur o coś pozytywnego.

DP: Co za pytanie! Oczywiście, że jesteście.

HC: Jako społeczeństwo mamy wiele słabości. Wiemy o tym.

DP: Macie tendencję żyć na glebie złych wydarzeń i wspomnień. Często jest to Wasze pożywienie. A ono zatruwa myśli i czyny.

Ja staram się pamiętać wszystko to, co najlepsze, najciekawsze, najradośniejsze. Znam i szanuję wielu Polaków. Wiem, że jako nacja macie wiele pozytywnych cech: życzliwość, ambicję, wiedzę, ambicję, pracowitość, uczciwość…

Często doświadczałem dobrej energii, wielu Polaków inwestowało i inwestuje we mnie swój czas i zaangażowanie. Robili i robią to wyłącznie z pozytywnych przesłanek. Wielokrotnie doświadczałem takiej życzliwości w Polsce.

HC: Przyjechałeś do naszego kraju – na chwilę. Miałeś dalej emigrować. Zostałeś. Teraz masz tutaj rodzinę i przyjaciół. Czy ta i dobra i zła Polska  wpłynęła na Twoje malarstwo? Czy jest tak, że chcesz jak najwięcej Gruzji pokazać Polakom, czy też jest coś z Polski w Twoich obrazach?

DP: Przez całe życie byłem “odmieńcem”. Nie dane mi było dokończyć szkół artystycznych. Studiowałem na czterech Akademiach Sztuk Pięknych, w żadnej nie zagrzałem miejsca. Cały czas szukałem czegoś innego.

Artysta powinien mieć taką umiejętność, że gdy coś dobrego jest inspiracją, powinien na to szybko i skutecznie się orientować. Łączyć stare z nowym, by temat pracy, jej detale, technikę i materiały – całe to artystyczne uniwersum miksowało się w owym doskonalszym, ciekawszym, nowym inspirującym kształcie.

Biorę więc z wizualnego otoczenia co się da… Intuicyjnie pamiętam i jednak staram się, aby w każdej pracy było moje rozpoznawalne „Ja”… Teraz jest takie modne określenie  – moje DNA. Zawsze mam ciśnienie wewnętrzne, nazwijmy go twórczym imperatywem, aby pokazać swoją wizję tematu – praktyczną, a nie teoretyczną. Aby była ona niepowtarzalna, unikalna i wyjątkowa.

Czy biorę coś z Polski, polskości, polonizmów z Waszych domów i serca do moich prac? Z pewnością, ale nie potrafię dokładnie opisać co, kiedy i jak wylądowało na moim płótnie.

HC: Utrzymujesz się tylko z malowania?

DP: Tak.

HC: Pamiętasz ile prac wyszło spod Twojej ręki?

DP: Nie pamiętam… Pewnie ze dwa, trzy tysiące. Niestety nie katalogowałem obrazów. Są u ludzi w domach. Mam przekonanie, że są z nich zadowoleni.

HC: Czy artysta Twojej klasy… Czy w ogóle artysta nie powinien cały czas patrzeć, co się dzieje w tym środowisku zawodowym, czyli w sztuce w galeriach w środowisku akademickim zajmującym się sztuką, w mediach, w księgarniach, na ulicy?

DP: Oczywiście, że to jest racja, zawsze należy obcować z całym światem. Chłonąć nowe zapachy. Jestem otwarty na życie i otoczenie. Choć przyznaję, że ogranicza mnie jeden bardzo ważny czynnik. Powiem mocniej – strach. Czasami boję się, aby czyjaś szeroko pojęta sztuka, nie zaszyła mi się podstępnie do mojego serca i duszy, by nie miała zbyt dużego wpływu na poczynania mojej ręki, która trzyma pędzel. Więc w tym sensie jestem drapieżny i zachłanny na własne odczucia. Wierzę im i ufam. „Ulicy”, trochę mniej.

HC: Jednak czasami widać w niektórych twoich obrazach naleciałości i wpływy,  by nie używać zbyt dużych słów choćby… impresjonistów.

DP: Z pewnością taki czy inny obraz może się kojarzyć z jakimś wydarzeniem, trendem, dziełem, nazwiskiem historycznym, albo obecnym. Każdy, kto maluje przerabiał impresjonistów. Ten okres w sztuce jest programem obowiązkowym dla każdego, kto działa w okolicach szerokiej i nawet masowej kultury. Każde kolejne pokolenie wychowuje się na studiowaniu mistrzów z tamtego okresu, również ja. Powiem więcej, każdy człowiek, który chce się mienić inteligentem musi cokolwiek o tym wiedzieć.

Bardzo ważną dla mnie sprawą jest to, aby nie być przypisanym na stałe do jakiejkolwiek szkoły, trendu, grupy, mody, maniery. Nie chcę, aby nawet chwilowo łączono mnie z czymś lub kimś. Mój indywidualizm to droga jaką kroczę i dalej tak będę czynił. Momentami tworzę bardzo szybko, a czasami tak wolno, że budowniczowie szybciej są w stanie dom postawić, niż ja namalować obraz. Nie ścigam się ze samym sobą, i tym bardziej czasem – mam to gdzieś.

HC: Malujesz w różnych stylach i technikach. Mówiłeś, że niektórzy postrzegają to jako Twoją słabość…?

David Pataraia: Może i tak sądzą. Każdy ma prawo do własnego zdania. Różne moje prace są wykonane w różnym stylu przy użyciu nieoczywistych i niecodziennych technik i narzędzi. Niektórzy nie są w stanie określić jaką uprawiają sztukę. Jeśli chodzi o mnie, zmieniam: tematy, formaty, narzędzia, materiały, podobrazia. Otwieram nowe idee i ich ujęcia, wracam do starych. W mojej twórczości wszystko jest możliwe. Cieszę się z tego.

HC: Jak często zmieniasz…

DP: Często. Gdy wyjechałem z Gruzji malowałem zupełnie inaczej. Później nastały lata 90-te, tworzyłem inaczej wzbogacając i uzupełniając tworzywo artystyczne. Każdy wiek biologiczny – również artysta ma swoje prawa, obowiązki, przemyślenia, refleksję, konieczności. Dziś jestem panem w średnim wieku ze swoim bagażem doświadczeń i nierozwikłanymi jeszcze wątpliwościami. Robi mi się pstryk, odkładam danym temat, wskakuję do innego świata.

HC: Jeszcze niedawno robiłeś dużo prac w 3D, teraz jakby mniej tego prezentujesz. Odpoczywasz od tego rodzaju ekspresji?

DP: Cały czas jest coś do zrobienia. Ale te techniki są niezwykle czasochłonne. Mam kilka prac, które są rozpoczęte i nad którymi równolegle pracuję. Więc 3D tak, ale te prace wymagają bardzo dużo pracy jeśli mają być uznane za dobre. Stoją w pracowni i powoli dojrzewają.

HC: Czy Ty w jakikolwiek sposób panujesz nad rozwojem swojej kariery nad drogą artystyczną którą obrałeś? Jest wypadkową chwilowych emocji i przemyśleń, które są ważne w danym momencie, a później zostaną odłożone na półkę? Czy też masz wyrysowany ostateczny cel?

DP: Kierunek i cel to złe określenie. Ja używam słowa, że sam coś osiągnąłem własną pracą. Bardziej z praktyki. Bawię się osiągnięciami, poznaję finezję. W sztuce poznać ją, to jest bardzo trudne. Cały czas jest to poszukiwanie.

HC: Ale Ty wiesz, czego poszukujesz?

DP: Wiem.

HC: Czego?

DP: Poszukuję zawsze w tych rzeczach, które dają prawdę, albo cząstkę prawdy.

HC: Co to jest cząstka prawdy?

DP: Aby ktoś, pewnie i ja, świadomie poznał kolejną część samego siebie. Nową i prawdziwą.

Cytrynopodobne

Od 2016 roku zajmuję się wspieraniem różnych instytucji zdrowotnych, które zajmują się leczeniem, wspieraniem dzieci. Na zamówienie maluję obrazy, które roboczo nazwałem #cytrynopodobne. Na początku kupowali je moi znajomi i przyjaciele. Teraz – czyli od końca 2018 i początku 2019 nabywcami są osoby, które albo zobaczyły mój obraz u kogoś albo natknęły się na stosowne info w social mediach.

Obrazy te malowane są aktualnie w dwóch formatach 90×130 lub 100×140 (uzależnione jest to od dostępności w sklepie konkretnych podobrazi; używam tylko lnianych) Cena wyjściowa wynosi 1500 pln, ale zawsze oczekuję, że nabywca dołoży więcej. 

Od zawsze śledziłem Klinikę Budzik i gorąco jej kibicowałem. Któregoś dnia, pomyślałem, że może w taki sposób będę ich wspierał. Zacząłem i chwyciło. Łącznie do początku marca 2019 sprzedałem kilkanaście obrazów za łączną kwotę circa 25 tysięcy pln.

Wąskim gardłem jestem ja i mój czas – więc każdy kto zamawia #cytrynopodobne z racji techniki jaką stosuje oraz moich możliwości czasowych, musi uzbroić się w #megacieprpliwość. Już teraz wiem, że nie jestem w stanie wyprodukować więcej niż 10 obrazów rocznie. Szkoda bo mam coraz więcej klientów.

Przeczytaj wpis – Kup Cytryny, zrobisz dobry uczynek.

Ostatnio (początek 2019) zaczął nas wspierać Łukasz Kunicki, który w małej manufakturze wyrabia deski do serwowania i krojenia potraw, blaty, ozdoby i różne inne ładne rzeczy związane z drewnem i dekoracją domu. Łukasz przeżył w 2003 potężny wypadek na rajdzie, spędzając 3,5 tygodnia w śpiączce. Dlatego obiecał, że do każdej wpłaty na bliskie jego sercu “Klinikę Budzik” oraz “Fundację Akogo?”, jego manufaktura dorzuca deskę w stylu tej na załączonym obrazku. Ta konkretna nazywa się “Das Boot”.
Instagram: @wdeche_manufaktura

Rozliczamy się w następujący sposób – pieniądze należy przelać na konto, albo:

Klinika Budzik, zajmują się wybudzaniem dzieci (i od niedawna dorosłych) ze śpiączki.

hospicjum dziecięce w Gdańsku 

Klinika Neurochirurgii Dziecięcej w Centrum Zdrowia Dziecka

– możliwa jest wpłata na inny wspólnie ustalony cel, pod warunkiem, że spełnia założenia wspierania dzieci w potrzebie. Jestem bardzo elastyczny w tej sprawie

Jestem często pytany – Dlaczego tak robię ?

1/ bardzo lubię malować;

2/ muszę ekspediować w świat moje prace ponieważ nie mieszczą się w domu. Rodzina nie zawsze jest zadowolona, że płótna stoją oparte jedno o drugie w pokoju, cały czas ich przybywa, a pies pomalował sobie bok na niebiesko. Muszę więc “wysyłać je w świat”;

3/ jeżeli mogę pomóc to pomagam;

4/ … tak, oczywiście. W sensie wizerunkowym, bardzo dobrze działa to na wszystkich zainteresowanych.